2017 NBA playoffs - koniec 1. rundy i początek 2.
1. runda za nami, 8 drużyn pozostało w grze o pierścienie, dla drugich ośmiu sezon właśnie się zakończył.
Celtics - Bulls 4-2
Cavs - Pacers 4-0
Raptors - Bucks 4-2
Wizards - Hawks 4-2
Warriors - Trail Blazers 4-0
Spurs - Grizzlies 4-2
Rockets - Thunder 4-1
Clippers - Jazz 3-4
Obyło się bez większych niespodzianek, z moich typów nie sprawdziły się:
a) dzisiejszy zwycięzca 7. meczu Los Angeles Clippers - Utah Jazz
Prosta sprawa, kontuzja Blake'a Griffina przesądziła wynik w tej serii, to gdybanie, ale z Griffinem jestem przekonany, że byłoby odwrotnie.
b) wynik w parze Houston Rockets - Oklahoma City Thunder
Tutaj akurat mój typ był raczej życzeniowy, gdyż ponieważ albowiem po zakończeniu kariery przez Kobiego Bryanta to Russell Westbrook jest moim ulubionym aktywnym graczem, ale szanse miał niewielkie praktycznie w pojedynkę, już bez Kevina Duranta, przeciwstawić się nieźle zbilansowanym Rockets, mającym dodatkowo Jamesa Hardena, drugiego po Russellu właśnie najlepszego zawodnika sezonu zasadniczego, moim skromnym zdaniem oczywiście hehe, bo nagroda MVP jeszcze nie została przyznana.
c) zwycięzca pary Toronto Raptors - Milwaukee Bucks
Giannis Antetokounmpo trochę mnie zawiódł, ale podobnie jak Westbrook nie miał z kim grać, szczególnie przeciwko zaprawionym w bojach Raptorsom.
Oprócz tego:
Cleveland zrobili sweep Indianie, lecz mecze były b.wyrównane, aż dziwne że skończyło się 4-0, chociaż z drugiej strony doświadczenie aktualnych mistrzów zawsze robi swoje.
Boston przegrywał już 0-2 z Chicago po meczach u siebie i jechał na kolejne 2 do Illinois, ale tutaj podobnie jak w przypadku LA Clippers i kontuzji Griffina, sprawę przesądziła kontuzja Rajona Rondo, bez którego gra Byków kompletnie się posypała i aż żal było patrzeć jak się szamoczą bez swojego playmakera.
Gortat i spółka wygrali 4-2 z Jastrzębiami, pomimo tego, iż 5 pierwszych meczów wygrywali gospodarze i dopiero w szóstym udało się Czarodziejom wygrać spotkanie wyjazdowe i zakończyć serię - i bardzo dobrze, bo Game 7 to zawsze większa adrenalina, nerwy, emocje i wszystko mogło się zdarzyć.
Wojownicy nie chcieli być gorsi od swoich finałowych przeciwników z 2 ostatnich sezonów i również sczyścili Blazersów, seria bez większej historii.
Ostrogi tak jak było do przewidzenia bardzo męczyły się z Niedźwiadkami, podobnie jak w serii Washington - Atlanta początkowe 5 meczów wygrywali gospodarze i podobnie jak tam przełomem było szóste, wygrane przez San Antonio w Memphis.
Nawet Gregg Popovich bardzo, naprawdę bardzo obawiał się, że jego ekipa zakończy tegoroczny playoff już w pierwszej rundzie.
Teraz przed nami półfinały konferencji, moje typy:
Boston - Washington 4-1
Cleveland - Toronto 4-1
Golden State - Utah 4-1
San Antonio - Houston 2-4
Celtowie już zdążyli wygrać wczoraj 1. mecz z Czarodziejami, chociaż na początku pierwszej kwarty przecierałem oczy ze zdumienia co się działo, Washington zaczął od prowadzenia 16-0 i 20-3, ale potem było już tylko gorzej.
Problemy Wizardsów ewidentnie rozpoczęły się od poważnego skręcenia kostki przez Markieffa Morrisa, który już nie wrócił na parkiet, a obawiam się oglądając powtórki, że nie wróci już w ogóle w tej serii, a co za tym idzie ekipa Gortata nie ma dużych szans na zagrożenie najwyżej rozstawionym w konferencji wschodniej Celtom.
Medycyna, a w NBA w szczególności, potrafi teraz zdziałać cuda, więc może jednak Keef wróci na kolejne spotkania, co zmieniałoby sytuację diametralnie.
Bez niego nawet dotychczasowa fenomenalna dyspozycja duetu obwodowych Wall-Beal na niewiele się zda, moim skromnym zdaniem oczywiście hehe, chociaż chciałbym się mylić - oglądać Polaka chociaż w finałach konferencji - to byłoby coś :)
Kawalerzystów z Dinozaurami obstawiam 4-1, ale jeżeli w tej serii będzie 6, a moooże nawet i 7 meczów, to nie tylko bym się nie obraził, ale wręcz bardzo byłbym rad :)
Żeby nie było - doceniam LeBrona, i to bardzo, jego osiągnięcia mówią same za siebie, z czego udział w 6 ostatnich NBA Finals jest czymś, zgodnie z jednym z haseł reklamowych NBA, po prostu amazing...
Jednak mistrzowie to mistrzowie i nie przewiduję ich większych problemów w serii przeciwko Raptorsom.
Wojownicy z Jazzmenami podobnie.
Co prawda zderzą się z najlepszą obroną ligi, ale ich atak już w zeszłym sezonie był niemal nie do zatrzymania, a po dołączeniu kolejnego All-star, Kevina Duranta tak naprawdę nie wiadomo na co / na kogo położyć nacisk, próbując ich bronić.
A do tego sami bronią niewiele gorzej, niż atakują.
No i na koniec wisienka na torcie bieżącej rundy.
San Antonio versus Houston.
Derby Texasu.
Stare wygi z coachem weteranem Greggiem Popovichem, pracującym z Ostrogami od sezonu 1996/97 przeciwko frontalnemu atakowi kierowanemu przez Mike'a D'Antoniego, uznawanego za top specjalistę od działań ofensywnych, którzy w tym sezonie pobili rekord trafionych trójek ustanowiony rok wcześniej przez Golden State Warriors, który wydawało się, że wyłącznie oni sami mogą pobić.
Obstawiam 2-4, chociaż tutaj praktycznie każdy rezultat jest możliwy, 5 mistrzostw San Antonio od 1999 roku nie wzięło się z niczego, w tym sezonie szóste również może być ich, jednak ja przewiduję niespodziankę (chyba byłaby to niespodzianka) i awans Rakiet prowadzonych przez Brodacza Jamesa Hardena.
Nie do końca podoba mi się to jego ciągłe wymuszanie fauli przy każdej okazji, ale skoro sędziowie to gwiżdżą, a rywale nie potrafią temu przeciwdziałać, to w sumie dlaczego miałby z tego nie korzystać.
Wszyscy wiedzą co za chwilę Harden zrobi, a jednak dzieje się to po raz kolejny, kolejny, i kolejny...
Tak czy inaczej, ekscytujące kolejne 2 tygodnie przed nami,
I love this game!
Komentarze
Prześlij komentarz